8 miesięcy...


Niedługo minie osiem miesięcy do powrotu do Polski - krainy wymarzonej, mlekiem i miodem płynącej. I jak jest? Zupełnie inaczej niż miało być.
Wszystko co mogło, to się nie udało, a co nie miało prawa się zepsuć, poszło jeszcze gorzej. Za to wychodzić zaczęło to, czego w ogóle nie planowaliśmy. TaTolek posiwiał (na brodzie, bo głowa dawno bezwłosa), MaTolek twardo wyrywa pierwsze pojawiające się siwe włosy, ale jak dalej tak pójdzie to i ja stanę przed wyborem: łysa lub siwa jak gołąbek. Tolek jakoś wydoroślał, dojrzał i zrobił się niezwykle nastolatkowy. DemOlka rośnie jak na drożdżach i coraz częściej zadziwia nas przedziwnymi przemyśleniami o coraz większym stopniu abstrakcyjności.

Przez pewien czas dostawałam blogowe pytania: czemu nie piszę, dlaczego przestałam, kiedy następny wpis? Blog zawsze jest odmianą ekshibicjonizmu, ale jednak o złym pisać nie ma potrzeby. Nieszczęścia sypały się jak lawina, nawet my sami nie mogliśmy uwierzyć w ten natłok "złego". Postronnym oczy robiły się jak spodki i tylko z niedowierzaniem kręcili głowami. Było, minęło. Co nas nie zabiło, to wzmocniło.

Musiałam sobie poukładać to nowe życie, ogranąć nową rzeczywistość. Od niedawna znowu pojawiają się "iskierki", które błyskają mi w głowie kiedy gdzieś jadę, o czymś myślę - pomysły na wpis. Chwile, które chciałabym zatrzymać. Spróbuję.

*fot. panaramio.com

Komentarze