mój ogródek ukochany


Przez dwa lata potwornie tęskniłam za moim ogródkiem. TaTolek patrzył z niemym znakiem zapytania w oczach i za jasną Anielkę nie mógł zrozumieć o co mi chodzi. DemOlka była za mała w czasie wyjazdu, żeby cokolwiek pamiętać i tylko Tolek podzielał moją tęsknotę.
Krótko po powrocie - jak wiadomo - Syn nasz pokrył się czerwonymi bąblami i do tej pory (do odwołania) ma lekarski zakaz korzystania z uroków przebywania na zielonej trawce, DemOlka też ma przebywać z zamknięciu. Jestem więc jedyną osobą, która korzysta z ogródka i robię to z ogromną przyjemnością - to taki "mój czas", którego nikt nie zakłóca - tym bardziej, że dzieci muszą siedzieć w somu. Najlepiej mi się myśli, kiedy dłubię w ziemi, pielę, albo przycinam. Obejrzałam już każdy listek, porozmawiałam z każdym kwiatem, przywitałam się z każdą rośliną, pogłaskałam każdy pączek. Z dużym zaciekawieniem czekam na kolory tulipanów i kilku innych roślin, które zostały zasadzone w czasie naszej nieobecności.


W czasie ostatnich kilku lat wielu naszych znajomych wyjechało z Polski. Niektórzy jechali na chwilę, a zostali "na zawsze", inni jechali na czas "raczej dłuższy niż krótszy", a wrócili po roku. Niektórym lepiej, innym gorzej na emigracji, większość za czymś tęskni. Codziennie rano widzę na facebooku zdjęcia palm, małp, mórz, oceanów, plaż, łąk i gór i coraz częściej myślę, że na chwilę, na urlop - chętnie, ale nie na stałe. Próbowaliśmy dwa razy i dwa razy wytrzymaliśmy po dwa lata. To chyba nasza górna granica wytrzymałości. I choć chętnie jeszcze kiedyś wyjechałabym na kolejne dwa lata, to dochodzimy do wniosku, że nie nadajemy się na zatwardziałych emigrantów.


Co rano biorę czarną jak smoła kawę, siadam na mojej (obdrapanej) ławeczce i wpatruję się w ukochane łąki, a zapach mojej kawy łączy się z zapachem rozkwitającego bzu. W Święta pod sam płot przyszły do nas sarenki, ptaki śpiewają, widać wszystkie gwiazdy. Tu jest na tyle daleko od Centrum, że nic nie zakłóca ciszy i na tyle blisko, że w razie potrzeby jesteśmy tam po kilkunastu minutach.
To moja "Warszawa", to moje miejsce. Jak dobrze, że jestem tu, gdzie jestem.

Komentarze

  1. och jak ja Ciebie rozumiem :) wróciłam do PL po 7 latach emigracji i mam bardzo podobne odczucia. ogródkowe również hah, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz