zaułek graffiti


Im bliżej do wyjazdu z Lipska, tym większy sentyment mnie ogarnia, tym bardziej doceniam każdą chwilę z dziećmi, z tym większym zapałem odkrywamy niespodzianki tego miasta. Kiedy kilka miesięcy temu BabcioTolka odkryła świetny plac zabaw, do którego wchodzi się przez walącą się bramę, zaczęliśmy z większą uwagą przyglądać się mijanym budynkom i przejściom. I tak trafiliśmy w zaułek graffiti.


Dzieci stanęły oniemiałe, zadziwione mocnymi kolorami bijącymi z każdej strony. Tolek sprawdzał wszystkie porzucone puszki i - ku swojej dzikiej radości - w kilku znalazł resztki farby, które natychmiast zużył na pobliskim kamieniu.


A że u Tolka tylko moment trwa przejście od pierwszej myśli do "zawsze o tym marzyłem", chwilę potem mocno dyskutowaliśmy dlaczego farba w spray'u nie stanie się prezentem urodzinowym i dlaczego uważam, że 9-letni chłopcy nie koniecznie powinni malować mury. DemOlka w tym czasie wygrzebywała kolorowe kamienie spomiędzy pomalowanej przypadkiem trawy i widać było, że czuje się jak najznamienitszy odkrywca.


Chodziłam między tymi zapomnianymi, walącymi się budynkami, zaglądałam przez szpary i dziury w szybach i wymyślałam co tam kiedyś było. Lipsk jest miastem przemysłowym, jeszcze nie tak dawno te budynki musiały tętnić życiem, mrówczą pracą dziesiątek ludzi. Teraz stoją zapomniane, opuszczone, straszą brzydotą. Nie lubię pomazanych domów, zniszczonych graffiti elewacji, bohomazów na każdej większej przestrzeni - już kilka razy pisałam jak bardzo Lipsk jest oszpecony przez artystów-amatorów. Ale tym razem zachwycałam się równo z dziećmi. Nie dlatego, że nagle dotarło do mnie "drugie dno", ukryte piękno czy uroda tychże rysunków, ale dlatego, że dzięki grafficiarzom (?) ta część dzielnicy dostała drugie życie; alternatywne, dyskusyjne, ale chyba lepsze to, niż wymarłe miasto.


Komentarze

  1. Hej!
    Czy możesz podać namiary żebyśmy mogli tam trafić?
    Pozdrawiam!
    Piotr L. - piotr@bress.com.pl

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz