wiosna rozkwita, my się zwijamy


W Lipsku wiosna w pełni. Krokusy już przekwitły, przebiśniegi dogorywają, trawa pozostała zielona od roku, a wczoraj znaleźliśmy pierwsze kwitnące drzewa. Stokrotki są cały czas, rozkwitły rok temu na wiosnę i do tej pory nie przestały. Wszystko rozwija się, wybuchami kolorami i zapachami (z dużą przewagą liczebną "zapachu" czosnku niedźwiedziego). A im bardziej Lipsk rozkwita się, tym bardziej my się "zwijamy". Pakujemy, rozłączamy, demontujemy, gipsujemy dziury w ścianach, a niedługo zaczniemy też malować. Dom leży zaścielony kartonami, pudłami i taśmami pakowymi, coraz trudniej coś znaleźć, kuchnia zmniejsza się z dnia na dzień, kiedy mozolnie wyprzedajemy po jednej szafce nawiasem mówiąc: narzekałam, że budowa kuchni to parszywa robota; otóż rozłączanie jest jeszcze bardziej mozolne).

Coraz bardziej czujemy wszyscy, że kolejny rozdział naszego życia się bezpowrotnie kończy. Tolek coraz częściej chodzi zamyślony, coraz częściej nocuje u kolegów, żeby do końca wykorzystać pozostały czas.
MaTolkowi zbiera się na podsumowania. Coraz większymi krokami zbliża się czas ostatnich wpisów na tym blogu. Coś się kończy, coś się zaczyna.

Czas wiosny to (jak wiadomo) czas miłości. Lipsk rozkwita nie tylko kolorami, ale i wyznaniami uczuć. Służą temu czasem najprzedziwniejsze miejsca. 

Komentarze