jak dorosnę, to zostanę....

- Tolek, pochylony nad książką, zamyśla się i nagle krzyczy: Mamooo! Jak jest po polsku.. hm... to.... (gest naciągania cięciwy), no wiesz, bow?
MaTolek: łuk
Tolek: aaa, łuk, no tak, przecież wiem.

- Siedzimy przy stole, jemy obiad. Nagle Tolek mówi: zdecydowałem, jak zostanę dorosły, to chcę być scientist. Ooo, to chyba jest inaczej po polsku... jak to jest po polsku?!
TaTolek: naukowiec
Tolek: naukowiec? dziwnie....

- DemOlka lata jak oszalała po placu zabaw, a ja bujam się w hamaku z Tolkiem i słucham opowieści o szkole, o kolegach, lekcjach. Zadaję dużo pytań, skaczemy po tematach. Muszę się naprawdę skupić, żeby w hałasie bawiących się dzieci nie pogubić się wśród wszystkich wymienianych przez Tolka imion, żeby być w stanie odpowiadać na milion dodatkowych pytań związanych z tym, o czym uczą się w szkole (pytania są po polsku, z angielskimi wtrętami, a odpowiedź musi być raz po polsku, raz po angielsku, żeby wszystkie ewaporacje, transpiracje i parowania dobrze poukładały się Małemu w głowie. Nagle, zupełnie nie a propos tego, co mówimy, Tolek wybucha śmiechem.
MaTolek: co się stało?
Tolek: a nic, nic, ten pan po przeciwnej stronie placu zabaw opowiada swojej córce dowcipy i jeden był naprawdę śmieszny
MaTolek: przecież ledwo ich w ogóle słychać!!
Tolek: no tak, ale daję radę
MaTolek: Ale oni mówią po niemiecku!!
Tolek: no tak, ale rozumiem

Idziemy do sklepu. Kasjerka zaczyna nagle wyrzucać z siebie potok pytań pomocniczych i nie mam bladego pojęcia o co Jej chodzi. Gestykulując i rzucając pojedyncze niemieckie zwroty staram się połapać o co mnie pyta.
Tolek: poczekaj, Mamo, ja to załatwię. Następuje szybka wymiana zdań i Tolek już wie i spokojnie mi tłumaczy.

Dumna jestem z mojego Synka. I coraz bardziej się boję Jego zderzenia z polskim sposobem uczenia języków.


Komentarze

Prześlij komentarz