czeska Praga


Lipsk ma tę niewątpliwą zaletę, że jest położony blisko miejsc wartych zobaczenia. Jednym z tych miejsc, do których już dawno mieliśmy pojechać, jest czeska Praga. W piątek się w końcu udało i pierwszy raz w życiu poszłam na spacer nad Wełtawą. O tym, że to miasto zapiera dech w piersiach, że warto się tam natychmiast przeprowadzić i że można spędzić każdą ilość czasu na zwiedzaniu, wiedziałam od dawna.  Teraz przyszło mi to zobaczyć na własne oczy.


Ameryki nie odkryłam - faktycznie jest klimatycznie, pięknie i wciągająco. Nasze wspaniałe dzieci wytrzymały wieczorny spacer jednego dnia i całodniowe zwiedzanie w sobotę; wydaje się, że dobrze się przy tym bawili. Tolek jest coraz bardziej świadomym turystą: czyta przewodniki, tablice pamiątkowe, chętnie wchodzi do kościołów i uwielbia muzea. DemOlka dopiero się tego uczy, ale ponieważ pilnie przygląda się starszemu bratu i powtarza wszystkie Jego zachowania, to wydaje się, że i Ona będzie to lubiła. Już teraz sama pakuje swoje rzeczy do małego plecaczka, wie co zabrać, a co nie będzie potrzebne (do zabawy). Tolek nauczył się zmniejszać liczbę bagażu do niezbędnego minimum tak, żeby niczego Mu potem nie brakowało. Są fajni.


Najgorzej spisał się nasz aparat fotograficzny, który po dwóch latach towarzyszenia mi zawsze i wszędzie, robienia kilkudziesięciu zdjęć dziennie i wypadania  z różnych kieszeni w najmniej odpowiednich momentach, po prostu dożywa swoich dni. Miło z jego strony, że w ogóle jeszcze działa. Nawet zamglone, poruszone i nieostre fotografie będą nam przypominać o naszych przygodach i wycieczkach, a to co przez braki techniczne pozostaje niedopowiedziane na zdjęciach, zapełnią nasze wspomnienia i wyobraźnia.
Nie będę pisać gdzie dokładnie poszliśmy i co widzieliśmy. Po pierwsze był to najbardziej standardowy szlak turystyczny, po drugie W Pradze faktycznie można się zachwycać każdym budynkiem, po trzecie internet pełen jest cudownych zdjęć z idealnymi opisami. Nauczeni berlińskim doświadczeniem sprzed tygodnia, staraliśmy się nic nie planować i po prostu słuchać naszych dzieci - nie tego, co mówiły, tylko tego, co pokazywały ich ciała i oczy. Kiedy byli zmęczeni - siadaliśmy, kiedy pojawiał się głód - jedliśmy, a kiedy zaczynali się nudzić, szukaliśmy dziecięcych atrakcji. Na pewno bardzo pomogła nam w tym sala luster na wzgórzu Petrin, muzeum zbroi na Złotej uliczce, zmiana warty oraz (o dziwo) wnętrze Katedry św. Wita z niasamowitą grą światła wpadająego przez kolorowe witraże.


Największe wrażenie zrobiła na nas jednak nie architektura, widoki czy język, ale ludzie. Z ogromnym zaskoczeniem odkryliśmy, jak cieszyliśmy się, że ktoś przepuszcza nas na pasach, przytrzymuje drzwi czy też chowa za siebie papierosa, kiedy zbliżaliśmy się z dziećmi; że ludzie wpadający na siebie (o co nietrudno w takim tłumie), uśmiechają się i przepraszają, że ludzie zauważają się wzajemnie na ulicy, zagadują i żartują. To takie drobnostki, których dawniej nie zauważaliśmy, które były normalne. Nie zwróciliśmy uwagi na ich brak w Lipsku, dopiero radość z "odzyskania" tych drobnych gestów pokazała nam, za czym tak bardzo tęsknimy tu gdzie teraz mieszkamy i jak głęboko mentalność lipska pozostała osadzona w poprzednim ustroju.


Już niedługo będziemy w Polsce.

Komentarze