zabawki


Tuż przed przeprowadzką do Lipska, kiedy przyszło nam pakować cały dobytek do pudeł, zorientowaliśmy się, że Tolek i DemOlka mają wszystkie zabawki świata: kolorowe, plastikowe, drewniane, materiałowe, we wszystkich kształtach i fasonach. Od tamtej pory systematycznie staramy się ograniczyć ten zalew, ale nie jest lekko. Tolkowe zabawki oddajemy innym dzieciom, a na wszystkie kolejne okazje dostaje od całej rodziny po jednym, składkowym zestawie lego. Dzięki temu ilość różnych zabawek nie zwala z nóg, a Tolek buduje to, co akurat jest Mu potrzebne do zabawy. DemOlce nie kupujemy prawie nic, bo i tak większość ma po starszym bracie. Przy szczególnych okazjach dostaje pojedyncze lalki, sukienki, tudzież inne damskie akcesoria (płeć mózgu zdecydowanie istnieje!!), ale Jej pokój i tak zostaje solidnie przeładowany, bo jest jednym z najmłodszych dzieci wśród naszych przyjaciół i przejmuje wszystko po starszych koleżankach.
Mimo naszych dwuletnich zabiegów, pokoje dzieci dalej są wypełnione po brzegi, a my przy każdej okazji kombinujemy jak się czegoś pozbyć. W związku z tym coraz rzadziej zdarza się, żeby dzieci dostały coś zupełnie niespodziewanego i nawet rodzina podporządkowała się MaTolkowym rządom twardej ręki. Ale... zawsze jest jakieś ale... w ostatnią Gwiazdkę BabcioTolka perfidnie wyłamała się od narzuconej odgórnie zasady i dzieciaki wyciągnęły spod choinki ogromny kawał tektury. MaTolek dyskretnie stukała się w czoło, bo BabcioTolka przytachała ten karton autobusem z Polski, a na środku jak wół było napisane "made in Germany". Ale BabcioTolka w ogóle chodzi swoimi śnieżkami i robi tylko to, co sama uzna za stosowne. Tak więc dzieci wytargały spod choinki wielką płachtę i trochę im szczęki opadły jak po zerwaniu ozdobnego papieru pakowego odkryły, że pod papierem... jest też papier, tylko twardszy. To był kartonowy domek-namiot do własnoręcznego złożenia. Wśród szaleństwa Bożonarodzeniowego i nowych klocków lego i duplo, prezent został odstawiony na bok i tak został kilka dni.


Zaraz po Świętach dzieci przystąpiły z BabcioTolką do prac budowlanych i w mieszkaniu wyrósł nam dom. Od tamtej pory minął miesiąc, BabcioTolka dawno wyjechała, a dzieciaki dalej się bawią. Podłoga domku została pokryta poduchami i kołdrami i komfort znacznie wzrósł. DemOlka jest klasycznym użytkownikiem - w domku śpi, je, karmi lalki, jeździ samochodzikami i po prostu przebywa. Często wykazuje się zbyt dużą energią i co i raz coś demoluje, jak na DemOlkę przystało. Wtedy do akcji wkracza starszy brat z taśmą klejącą w dłoni. Naprawia zniszczenia, usprawnia działanie, a co i raz wymyśla jakieś niezbędne do zabawy dodatki. Tak powstał pojemnik na klucz do domku, półeczka, plakat na suficie oraz oświetlenie wewnętrzne.


Domek już ledwo stoi, wytrzymał zabawę czwórki dzieci, w tym dwójki bardzo energicznych trzylatków. Podpieramy go o ściany (prawdziwe, murowane), żeby jeszcze trochę pożył, ma coraz więcej taśmy klejącej na sobie, ale dzieciaki dalej nie chcą słyszeć o wyrzuceniu go do śmieci. A mi po raz N-ty przypomniało się, że im zabawka zostawia więcej możliwości do użycia wyobraźni, tym budzi większą dziecięcą radość.

Komentarze