sylwester


Półtora roku czekałam na sylwestra w tym mieszkaniu. Rok temu już prawie-prawie się udało, kiedy jednak nie wyszło, bo mieszkanie nie zostało wykończone na czas. Tym razem byłam, widziałam i się zachwycałam. Wiem: psy się boją, ptaki uciekają, koty szaleją, a ja z zapartym tchem każdorazowo podziwiam kolorowe światełka na niebie.


Lipszczanie wykazują taki zachwyt petardami, jaki było widać w Warszawie jakieś 15-20 lat temu, (chwilę potem, jak tego typu sprzęt stał się ogólnodostępny). Kupują tego tony, we wszystkich kolorach, kształtach i wielkościach i zupełnie nie przejmują się faktem, że ktoś się może bać, komuś może przeszkadzać, a ktoś może próbować spać. Tutaj w sylwestra się nie śpi.


Jak pisałam wielokrotnie - mieszkamy w jednym z najwyższych miejsc w okolicy. Widzimy z okien prawie cały Lipsk, więc załapaliśmy się na gigantyczny pokaz sztucznych ogni. 
Strzelanie zaczęło się już parę minut po 17:00 i trwało do 2:00. Tolki stały całe popołudnie z nosami przyklejonymi do szyby, dzięki czemu starsza część rodziny miała szansę na spokojne przygotowania.





O 23:00 natężenie hałasu gwałtownie wzmogło się i zostało takie przez następne dwie godziny. Niestety, standardowo zabrakło mi umiejętności fotograficznych i zdjęcia nie oddają tego, co się działo. Pod nami, nad nami, z południowej i z północnej strony mieszkania leciały petardy. Ludzie odpalali z balkonów, z tarasów, z ogrodów, z ulicy, z KAŻDEJ kamienicy coś leciało - i tak z każdej strony, jak okiem sięgnąć (a widzimy budowle, które są ponad 20 km od naszego mieszkania). Po godzinie niebo było pełne dymu i widoczność bardzo się zmniejszyła. Były gwizdy, świsty, pomruki, a co i raz okolicą wstrząsał tak potężny huk, że (dosłownie) trzęsła się kamienica. Muszę przyznać, że osobliwe to uczucie, kiedy nagle podłoga zaczyna w mieszkaniu wyczuwalnie falować pod stopami. Lala się coraz bardziej bała, Tolek nadrabiał miną, ale i On się trzymał coraz bliżej starszyzny. Włączyliśmy film, zamknęliśmy wszystkie pokoje, żeby zrobiło się trochę ciszej i tak dotrwaliśmy do północy.


A tak Tolek i TaTolek bawili się na balkonie zimnymi ogniami

Komentarze