przyszła zima


Wyczekana, wypatrywana, wytęskniona zima w końcu przyszła. Wczoraj rano temperatura spadła lekko poniżej zera, a wieczorem zaczął padać śnieg. Ledwo przykrył trawniki i dachy, ledwo widać go na drzewach, ale do dziecięcego szczęścia nawet taka ilość wystarczy. Ból w tym, że Tolek jest raczej ciepłolubny, a Lala jest chora i może podziwiać widoki wyłącznie zza szyby. Biega więc od okna do balkonu, od parapetu do parapetu i macha rączkami tłumacząc mi jak będzie lepiła kulki ze śniegu, a jak zjedzie na pupie z górki. Ponieważ czas jest dla Niej pojęciem zupełnie abstrakcyjnym, to na moje "może jutro" odpowiada dzikim entuzjazmem i od razu jest gotowa zakładać buty. Po dwóch dniach uziemienia w domu świetnie Ją rozumiem i sama też chętnie poszłabym choć na krótki spacer, ale na razie możemy o tym tylko pomarzyć. Siedzimy z nosami przyklejonymi do szyb, zachwycamy się każdym przysypanym autem, ośnieżonym drzewkiem i spadającym płatkiem, a ja znowu zadziwiam się obyczajami lipszczan.


Jest zimno, jest ślisko, a oni twardo dalej zasuwają na rowerach między autami, bez kasków, bez zwalniania, z dziećmi na dodatkowych fotelikach i siodełkach. Tylko na rondzie wystawiają szeroko rozstawione nogi na bok, żeby w razie poślizgu móc się podeprzeć. I już kilka razy widziałam jak to "zabezpieczenie" nie wystarczało i rowerzyści nagle ciężko walili się na asfalt tuż obok samochodów. Co kraj, to obyczaj. Z przyczyn oczywistych w Finlandii zimą nikt nie miał pomysłu, żeby jeździć na rowerze (już w październiku Finowie zakładają rowerom zimowe opony i jeżdżą na nich do przełomu kwietnia/maja, ale nie wtedy, kiedy leży śnieg i kiedy temperatura spada poniżej zera). To właśnie tam nauczyliśmy się jeździć w kaskach, z odblaskami, ostrożnie. W Polsce ciężko zobaczyć rower w środku zimy. Tutaj jest wolna amerykanka - rowery jeżdżą cały rok: w słońcu, w ulewie, w śnieżycy, z dziećmi z przodu, z tyłu, w przyczepkach, po chodnikach, po jezdni, po ścieżkach rowerowych. Trzeba się dobrze rozglądać, żeby nie wpakować się prosto pod rower nawet, kiedy przechodzi się na zielonym świetle.
Niestety, uziemienie w domu nie służy robieniu zdjęć rowerzystom. Ale jak tylko wyjdziemy.... mam milion planów dotyczących tego co i gdzie zrobimy jak tylko będziemy mogły opuścić nasze chwilowe więzienie. Ciekawe co tym razem mi z nich wyjdzie i czy akurat wtedy znajdę rowerzystę, który "nada się" do zobrazowania tego, o czym dziś napisałam.

Komentarze

  1. W FInlandii, tez jezdza na rowerach caly rok!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Widać byłam wtedy gorszym obserwatorem: http://www.eltis.org/index.php?ID1=23&id=29&photo_id=454

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz