ogon Ksawerego

Ksawery przyszedł, poszedł, ale pozostawił po sobie ogon, który dalej nam kurzy, ziębi i straszy.
W piątek właśnie wracaliśmy ze szkoły, kiedy z nieba poleciały dachówki. Po dachu sąsiedniej kamienicy (bez zabezpieczeń) zasuwali jak mróweczki panowie łapiąc, co się dało i czym prędzej ratując biedne dachy. Wzięliśmy sobie kawałek dachówki na pamiątkę, że była uprzejma nie spaść nam na głowę.


Ponieważ "nasza" dzielnica pełna jest starych kamienic, które są w ciągłym remoncie, weekend upłynął pod znakiem łopotu odrywających się folii zabezpieczających, brezentowych płacht, tudzież innych materiałowych wzmocnień, które pozamieniały się w latawce i upstrzyły okoliczne drzewa.


W sobotę było tak paskudnie, że nie wyściubiliśmy z domu nawet czubka nosa. Z nieba padało przymarzające błoto, które latało w poziomie przez wietrzycho. Tylko biedny TaTolek kursował z kolejnymi zakupami. Dlatego z podziwiem oglądaliśmy z balkonu taniec świętego Mikołaja, który w migającym choinkowymi lampkami wdzianku, pośród płonących lin, w dzikiej ulewie, zabawiał gości w pobliskim domu kultury.


W niedzielę lać przestało, termometr wskazał 8st. i z radością ruszyliśmy na Targ Bożonarodzeniowy. Niestety okazało się, że ciepło jest złudne i czym prędzej uciekaliśmy do ciepłego domu, popychani z każdej strony przez ogon Ksawerego. Dalej wieje, huczy, łamie gałęzie i straszy. Najbardziej przestraszyło dzieci dzisiaj w nocy. Okna połaciowe powodują, że deszcz bębni o szyby jak dziki, a wiatr wali tak, jakby ktoś próbował wejść do środka. O 4:00 w nocy spotkałam w łazience dzieci, które właśnie planowały zakończyć noc, bo "i tak nie mogą spać". Na szczęście udało mi się zapędzić towarzystwo do łóżek. Teraz siedzimy z Lalką podpierając się rzęsami i zastanawiamy się co przeżywa męska część rodziny w szkole i pracy, bo dużo bardziej wyspani od nas być nie mogą.
Wietrze, idź już sobie precz! Zamawiamy śnieg na Święta.

Komentarze