niezbadane są uroki Lipska


BabcioTolka przyjechała, wyjechała, a zostały po Niej wspomnienia i przedziwne miejsca, które poodkrywała z dziećmi w czasie pobytu u nas. Jak twierdzi Tolek: "BabcioTolka jest trochę niepoważna i trochę nieprzewidywalna" (i trudno się z Nim nie zgodzić). Włazi z dziećmi w takie miejsca, które MaTolki omijają szerokim łukiem: pcha się w najgłębsze chaszcze, błota, dziury i w ogóle wszędzie, gdzie tylko TOlkom się zachce. Z kolei DziadkoTolek rok temu zabrał Tolka na teren pustostanów, gdzie uczyli się wybijać szyby kamieniem. Nie da się ukryć, że DziadkoTolki nie są do końca normalne. ;)
Już od kilku dni dzieciaki opowiadały nam o świetnej, wielkiej zjeżdżalni, na której byli z Babcią. Zjeżdżalnia jest "bardzo wysoka, szeroka, długa i Lala zrobiła na niej niechcący fikołka, przywaliła głową w kolana Tolka i oboje płakaliśmy, a Babci mało nie stanęło wtedy serce". Dziwiliśmy się, że w najbliższej okolicy nieodkryty przez nas plac zabaw, mniej dziwiliśmy się szaleństwu z Babcią i wypadkowi.
Wczoraj dumne TOlki zaprowadziły nas na miejsce wypadku. Szybko przestałam się dziwić, że nie trafiłam tam z dziećmi. Dlaczego? Pokażę następnym razem, bo opis nie odda atmosfery tego miejsca, a zdjęcia mi się niechcący skasowały. W każdym razie: wchodzi się trochę jak przez starą szafę. Na początku jest groźnie, a w środku czeka niespodzianka w postaci placu zabaw innego niż wszystkie i prawie pustego. Głównym punktem programu jest ogromna zjeżdżalnia. Woleliśmy sobie nie wyobrażać jak Lala z niej spadała i jak wpadała w Tolka. Okazuje się, że w powiedzeniu, że "Babci prawie stanęło serce" może być znacznie więcej prawdy, niż nam się wydawało.
Otóż wygląda to tak:

z dołu wygląda bardzo stromo

z góry jeszcze gorzej (za cienkim zielonym płotkiem jest przepaść, a na dole głęboka woda)

Okazało się, że akurat moja kurtka uszyta jest z materiału, który nabiera ogromnego rozpędu. Po jednym zjeździe na moich kolanach Lala uznała, że Jej wystarczy tych atrakcji. Tolek (niebieski, na dole) zakrył twarz, żeby nie musieć oglądać maminego lądowania


Natomiast Tolek występował w roli największego szaleńca w okolicy - rozpędzał się, wybijał do góry i na zjeżdżalnię wpadał mniej więcej w połowie jej długości. Okoliczne Mamy nerwowo łapały swoje dzieci, żeby nie próbowały tak robić. Ja tylko zamykałam oczy wiedząc, że skoro wypróbował to z Babcią, to moje strachy muszę sobie w buty wsadzić i dać dziecku eksperymentować.... jakież było moje zdziwienie, kiedy wieczorem, w czasie rozmowy telefonicznej,  BabcioTolka zareagowała przerażeniem... okazało się, że akurat tę zabawę Tolek zarezerwował dla nas.... może jednak niedaleko pada jabłko od jabłoni i wszyscy jesteśmy trochę świrnięci...

Komentarze