Środa jest od jakiegoś czasu Lali ulubionym dniem. To dzień spotkań toddlers clubu, czyli dzieciaków w wieku przedprzedszkolnym. Dłuuugo nie mogłam się przekonać do takiego pomysłu, ale Lalka bawiła się tam na tyle dobrze, że zaciskałam zęby i trwałam, jak na cierpiącą Matkę przystało.
Ale czas leci, dzieci rosną, mamy coraz więcej o sobie wiedzą i nagle okazało się, że nieźle się znamy, całkiem lubimy i dobrze dogadujemy, a środa stała się też moim ulubionym dniem.
każda wariatka ma na głowie kwiatka
Same spotkania są świetnie pomyślane i widać, że prowadzące je dziewczyny uwielbiają dzieci i z dziką radością się z Nimi bawią, brudzą, szaleją i nikomu nie przeszkadza przedziwna mieszanka językowa (panie mówią po angielsku lub niemiecku, dzieci odpowiadają po polsku, niemiecku, angielsku, węgiersku i koreańsku). A ja z zapartym tchem obserwuję coraz to nowe atrakcje dla dzieci - było już malowanie liści, malowanie liśćmi, wsadzanie rączek w pojemniki z pianką do golenia, a nawet wchodzenie do pojemników z galaretką i kasztanami, korkami i makaronem. Sama miałam ochotę się w tym wytarzać! Pachniało pięknie, wyglądało ciekawie i Lalka była pierwszą, która wyskoczyła ze spodni i zaczęła jeździć w galaretce z pianką jak na lodowisku. Po półtorej godzinie sala wyglądała jak po przejściu tajfunu, dzieci były w bieliźnie - mokre, brudne i szczęśliwe, a Mamusie siedziały oblepione resztkami galaretki z makaronem, z pianką we włosach i błotem na ubraniu. Takie warunki sprzyjają zawiązywaniu przyjaźni.
czasem wpadają też Starszaki i z radością pakują się do galaretek
Komentarze
Prześlij komentarz