wnuczka Klementyny


Moja Babcia miała na imię Klementyna. Ktoś o takim imieniu nie może być zupełnie zwyczajny, imię zobowiązuje. Babcia - nie była normalną Babcią. Miała milion wad i zupełnie niebabciowych przywar: oczekiwała wiecznego skupienia na Niej i zachwytów Jej osobą, nie specjalnie lubiła dzieci, dłuuugo nie akceptowała faktu, że doczekała się wnuków. Chciała być zawsze młoda i piękna, powtarzała, że ma 18 lat. Wpinała materiałową różę we włosy i prosiła, żeby tak Ją zapamiętać jak już umrze (zadziałało, tak Ją pamiętam). Poza tym Klima opowiadała najwspanialsze historie (nie bajki, tylko historie ze swojej młodości, na ogół suto okraszone opowieściami o chłopcach, którzy się w Niej podkochiwali), tańczyła, śpiewała, gwizdała (przepięknie) z ptakami na spacerach, świetnie szkicowała, pisała wiersze i książki przygodowe (których nikt nie chciał wydać) i bawiła się życiem. Maluchowi ciężko jest zaakceptować Babcię, która oczekuje hołdów, ale im byłam starsza, tym bardziej Ją doceniałam. Bez problemu deklamowała obszerne fragmenty "Pana Tadeusza", wierszy Mickiewicza (nie bawiła się w Tuwima czy Brzechwę), a zamiast babciowego "cześć kochani" witała nas okrzykiem "skąd Litwini wracają?", na co trzeba było odpowiedzieć "z nocnej wracają wycieczki"*. Kiedy wyjeżdżaliśmy z Nią na wakacje, "wydawaliśmy" gazetę codzienną. Był w niej zapis dotyczący pogody, delikatne tło codzienno-polityczne (np.: Mitterand w Polsce, a rodzice w Paryżu, cha, cha!!), plan naszego dnia, zachwyty nad rewelacyjną Busią (nie Babcią!!!) i Jej wspaniałymi, niepowtarzalnymi pomysłami oraz zawoalowana krytyka synowej i przyzwyczajeń jej dzieci. ;) Klementyna była barwną postacią i Babcią jedyną w swoim rodzaju.
Czytanie książek chyba wyssałam z mlekiem matki, czytali wszyscy wkoło, a każda nowa książka była witana z zachwytem. Klima zaraziła mnie pisaniem. Z uporem godnym maniaka wręczała mi kolejne notesy, przypominała o zapiskach podróżnych i pokazywała, że ONA pisze.
Prawie dwa lata temu zmarła. Zostały wspomnienia i dzienniki, pamiętniki, zapiski, książki, wiersze, a nawet nasze wakacyjne gazetki dziecięce. Oraz mój nawyk pisania. Lata lecą, a dla mnie nowe notesy, pamiętniki, długopisy i kolorowe kredki pozostały czymś ukochanym, nieodzownym do układania i oswajania świata. Mam swój pamiętnik, pamiętnik życia Tolka, pamiętnik Lali, notesy podróżne i notesiki z listami "do załatwienia".
W czasie urlopu w Toskanii dostałam od TaTolka nowy notes, ze złoconymi brzegami. Taki, jakiego używał mój Dziadek i o jakim zawsze marzyłam. Słońce, zielona trawa pod bosymi stopami i nowy notes na stole - to mój ideał spędzania wolnego czasu. Wtedy czuję, że płynie we mnie krew nieprzewidywalnej Babci Klementyny i Jej wiecznego oponenta - szalonego profesora, Dziadka Andrzeja.




*Konrad Wallendrod, Pieśń Wajdeloty

Komentarze

  1. Genialny post!!! Świetne!!! Na chwilę przeniosłam się do innego świata...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję. Moi Dziadkowie byli specyficzni. Ale dzięki temu łatwo o nich pisać. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fantastyczna Babcia i miała super pomysł z gazetką :) A Ty masz wspaniały nawyk pisania... aż zazdraszczam... tyle rzeczy zapominam a nie mogę się zebrać żeby zapisywać...

    OdpowiedzUsuń
  4. ostatnio ktoś mi powiedział, że (niezależnie od pisania) mam świetną pamięć. Strach się bać. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super opowieść, chciałabym umieć tak pieknie pisać ja Ty Małgosiu

    OdpowiedzUsuń
  6. Venus, straszliwie Ci dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  7. Małgosia, nadal piszesz drukowanymi? :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz