weki lipskie


 droga do PL - jeśli przejechanie pod tęczą to dobra wróżba, to zaczynamy siedem tłustych lat

Mniej więcej pół godziny po tym, kiedy napisałam w zeszłym tygodniu, że mamy dosyć podróżowania, zapadła decyzja o krótkiej wycieczce do Warszawy. Po raz trzynasty zapakowaliśmy się do auta i tylko 200km od Lipska po raz pierwszy utknęliśmy w koszmarnym korku.
O pobycie w Polsce długo pisać nie będę - było bardzo intensywnie, spotkaliśmy się z rodzinami, Tolek poszedł na jeden dzień do starej szkoły, byliśmy na Powązkach. Mi udało się jeszcze wyskoczyć do mojego ukochanego fryzjera, podstępem zmusić do postrzyżyn Tolka i siłą zaciągnąć tam Lalkę, która pozwoliła na ostrzyżenie 3/4 głowy. Załatwiliśmy większość z tego co musieliśmy, choć pod koniec pobytu prawie zasypialiśmy na siedząco, a dzieci na hasło "jedziemy" reagują do teraz płaczem. W ciągu dwóch tygodni przejechaliśmy (z naszymi genialnie podróżującymi dzieciakami) trochę ponad 4000km.


Na pożegnanie moja rewelacyjna Teściowa wręczyła nam jedzenie - zupka pomidorowa dla dzieci, pierogi dla mnie i różne dania mięsne dla TaTolka. I tak doszła do nas ponura prawda: nie jesteśmy słoikami, bo tym mianem określa się ponoć tych, co mieszkają w promieniu 70km od stolicy. Jesteśmy WEKAMI lipskimi. Jedzenie musi być solidnie zasłoiczone, żeby dojechało z nami w stanie nienaruszonym. 

Komentarze