Lala pielęgniarką

Tydzień temu pisałam, że chwilę po tym, jak pochwaliłam się Mamie, że nie chorujemy, padłam. Wylądowałam na ostrym dyżurze. Było trochę strachu, sporo bólu, nieco problemów językowych (nie wiem jakim cudem TaTolek wszystko pozałatwiał - chyba pora uznać, że to Jego "nie mówię po niemiecku" to mocno naciągane jest) - komplikacji logistycznych (jazda w nocy do szpitala z dwójką nieprzytomnych ze zmęczenia dzieci). Ale udało się, naprawili mnie, postawili na nogi i koło północy wróciliśmy w komplecie do domu.
Następnego dnia rano przez chwilę próbowałam chojrakować, ale szybko się poddałam i karnie pomaszerowałam do łóżka. Jeszcze kolejnego dnia się podniosłam, ale słaba tak, że pusty śmiech mnie ogarniał - całe to moje wielkie trenowanie, kondycja, latanie na 6 piętro z Lalką na rękach - wszystko poszło w zapomnienie i teraz wyzwaniem było doczłapanie na nasz strych z dzieckiem pełznącym obok.
A po co to piszę? nie dlatego, że czuję ekshibicjonistyczną potrzebę opowiedzenia o swojej dolegliwości, ale żeby pozachwycać się moją maleńką Córeczką ukochaną! Otóż, kiedy TaTolek poszedł do pracy, a Tolek do szkoły - zostałyśmy we dwie. Lala poczuła się w obowiązku przejąć opiekę nad tym dziwnym wydaniem MaTolka i x razy dziennie odbywałyśmy taki dialog:
Lala: Mama pić?
ja: czy chcę pić? nie, dziękuję
Lala: boli brzuch?
ja: nie kochanie
Lala: [biegnie po butelkę, przynosi, wręcza] Mama pije!
ja: mam pić?
Lala: tak [ja piję, po chwili Lala znowu] brzuch nie ała?
ja: nie
Lala: to jeszcze pić!
ja: [piję]
Lala: brzuch nie ała?
ja: nie
Lala: che siusiu?
ja: nie
Lala: to teraz aaaaaa (połóż się)

Tak to nagle zamieniłyśmy się rolami.

Komentarze

Prześlij komentarz