wychowanie seksualne

Dawno, dawno temu przyjęłam metodę prawdomówności przy dzieciach. Tłumaczę wszystko odpowiednio do wieku i ichniego rozwoju, odpowiadam na pytania. Nie kłamię, nie ściemniam, nie wyskakuję z "dowiesz się jak dorośniesz". Czasem bywa łatwiej, czasem trudniej - i to chyba bardziej dla mnie, niż dla Tolka. Jak wytłumaczyć tak, żeby było prawdziwie, z odpowiednimi szczegółami, ale w formie odpowiedniej dla 3-, 4-, 5-, 8- latka i tak, żeby Go nie przestraszyć, nie speszyć, ani nie rozbudzić nadmiaru ciekawości? Ot, standardowe rozterki rodzica.
Mniej więcej pięć lat temu Tolek po raz pierwszy zaczął pytać o dzidziusie, zapładnianie i całowania. Z biegiem lat pytania powracały w różnych formach i z różnym stopniem dociekliwości: a co? a jak? a dlaczego? a co to jest seks? a czy na pewno nie można być ubranym w czasie kochania się? "bo wiesz mamo, całowanie się jest błeeeeeee"....
W piątek dzielny ośmiolatek wrócił ze szkoły z nowiną! Otóż rozmawiał z kolegą Muzirem o tym, skąd się biorą dzieci. Muzir nie był pewny, Antek tłumaczył. Muzir poszedł do domu upewnić się czy to prawda. Okazuje się, że Tolek się nie zna! W kraju Muzira, tj. w Zimbabwe, wcale nie trzeba się kochać, żeby były dzieci!! Muzir zapytał rodziców i już wie! Wystarczy, że kobieta i mężczyzna na siebie popatrzą. Chłopcy przyjęli za coś oczywistego, że rodzice nie kłamią i dlatego wynieśli z tego taką naukę:
1. w Polsce do powstania dziecka trzeba się kochać fizycznie.
2. w Zimbabwe wystarczy na siebie popatrzeć.
3. Wszystko zależy od tego gdzie się człowiek urodził.
Ot, biologia i geografia się kłania. A ja, głupia, żyłam tyle lat w niewiedzy.

Komentarze

Prześlij komentarz