jesienna rutyna

Jest tak mokro, zimno, szaro, buro i paskudnie, że wena mi się wyczerpała. Mogę napisać o szkole Tolka - ale o tym było wiele razy; o tym, jak Lalka przystąpiła do malowania farbami, co skończyło się niebieskimi kropkami na ścianie oraz sinymi rękami malarki, ale to też nie pierwszy raz; o spotkaniach w klubie mamuś, ale i to już było, albo o późnych powrotach z pracy TaTolka, ale to chyba dla nikogo (włącznie z nim samym) nie jest interesujące.
Kiedy jest się pełnoetatową mamą, ciężko uniknąć powtórzeń. Powiedzmy, że w padliśmy w jesienną rutynę i chwilowo nic nie wskazuje na to, żebyśmy mieli się z niej wyrwać. Odliczamy dni do jesiennych ferii, które są boskim wynalazkiem i dają możliwość wyjechania w fajne miejsca poza sezonem. Mam cichą nadzieję, że pogoda pozoli nam się trochę wtedy rozgrzać, otrząsnąć z szaro-burzyzny i wyrwać z lipskiego kieratu.


Dodatkowo, męska połowa rodziny wydaje się mocno przemęczona. Wczoraj wieczorem panowie przeprowadzili taki dialog:
Tolek: ustawiłem budzik na 7:11
TaTolek: nie, to za późno, ustaw na wcześniej
Tolek: dobra. Albo wiesz co? To ustawię jutro rano, jak się obudzę.
TaTolek: jasne Synu, jasne... 
...

Komentarze