Sveti Stefan
Pojechaliśmy do małej miejscowości Bečići, niedaleko Budvy... i wpadliśmy w tłum (tak samo jak my) skołowanych Polaków. Zamiast dzikich plaż - beton, zamiast piaszczystych plaż - długie koszmary pełne obowiązkowych leżaczków (za jedyne 8E/dzień) i parasoli, ustawionych równiutko, żeby jak najwięcej ludzi się wcisnęło. Zamiast uroczych hacjend - kilkunastopiętrowe bloki, zamiast gór - dziesiątki dźwigów, żmudnie pracujących nad kolejnymi betonowymi kolosami; zamiast małej wioski Bečići, wylądowalismy w Bečići - na przedmieściach Budvy, które zostały wchłonięte przez kurort; tłum, smród, hałas... To, co na mapie googlowej było plamą zieloności i zboczami gór, teraz pocięte jest setkami uliczek, będących dojściami do kolejnych bloków-hoteli. Musi to wyjątkowo smutno wyglądać poza sezonem, kiedy świeci pustkami i szarością betonu.
jeszcze pół roku temu musiało tu być pięknie
korki, korki, korki...
standardowy widoczek, czyli gdyby nie bloki, byłoby bosko
przytulny hotelik czarnogórski; ciężko znaleźć choć kawałek nieba bez dźwigów
Po pierwszej nocy spędzonej w przedziwnej kwaterze (niby wszystko pięknie, ale do czego się człowiek nie dotknie, to się rozpada, odpada, podchodzi grzybem albo zaczyna śmierdzieć), męska część wycieczki ruszyła w głąb Czarnogóry na poszukiwanie czegoś mniej przemysłowo-turystycznego. Nie było ich półtorej godziny, ujechali 6 km, bo stali w korku... za to byli świadkami bijatyki między policjantami, a przechodniem, który nie mogł doczekać się przejścia przez jezdnię, naoglądali się kolejek do każdej możliwej jadłodajni i wszechobecnego brudu.
karnisz w naszym pokoju, przyklejony srebrną taśmą, żeby nie spadł nikomu na głowę
Po 12h od przyjazdu zdeterminowany "przewodnik" naszej wycieczki wsiadł w auto i zapowiedział, że nie wróci, dopóki czegoś nie znajdzie w Chorwacji. Nie było Go cały dzień, w czasie którego siedzieliśmy ze spakowanymi walizkami, mocząc dzieci w ośrodkowym basenie i walcząc łokciami o wolne miejsce koło tegoż. Czas umilaliśmy sobie rozmowami z innymi zagubionymi Polakami, którzy przylecieli samolotami i nie mieli jak uciec. Wszyscy narzekali i opowiadali, że ich urlop sprowadza się do wysiadywania nad rzeczonym basenem i wyjeżdżaniem poza granice Czarnogóry ze zorganizowanymi wycieczkami. Do końca urlopu nie spotkaliśmy ani jednej osoby zachwyconej Czarnogórą, a rozmawialiśmy o niej nawet z tymi, którzy podróżowali po całych Bałkanach. To jedno państwo prawie wszyscy opuszczali szybciej, niż pierwotnie zamierzali.
zdjęcie z robione z auta, za tymi barierkami widać turystyczne mróweczki na plaży
Wylądowaliśmy koło Dubrovnika, w przepięknym apartamencie, z idealnym widokiem, wśród tłumu osób nam bliskich... ale to już inna opowieść.
najmniej ludna i najbardziej urokliwa część Zatoki Kotorskiej
Małgosiu, dzięki za ten opis i muszę przyznac, że jestem w niezłym szoku...
OdpowiedzUsuńChyba tak jak Ty przez wyjazdem do Czarnogóry, jestem obecnie pod urokiem opisów z przewodników itp. i nie przypuszczałabym, że tak to wygląda w rzeczywistości... Szkoda... Mam nadzieję, że wejście Chorwacji do EU nie przyniesie podobnych skutków:(
Myślę sobie, że dalej od wybrzeża Czarnogóra nadal może zachwycać. Ale za mało mielismy urlopu i za małe dzieci, żeby ryzykować sprawdzanie w ciemno.
OdpowiedzUsuńNawet dziś, jak usiadłam z przewodnikiem (pascala), to zachwycałam się widoczkami i opisami. Żal mi, że nie udało nam się tego zobaczyć.
No to kiepsko... Ale czekam na wpis o Chorwacji :) (nigdy nie byłam, ale kiedyś może mi się ida :) )
OdpowiedzUsuń"Uda" oczywiście
OdpowiedzUsuń