MaTolek ekshibicjonistycznie

po treningu

No dobra... dziś trochę ekshibicjonizmu. Skończył się rok szkolny, zaczęły wakacje, będziemy w rozjazdach. Tak więc dziś podsumowanie mojego największego dokonania tego roku.
W Polsce dniami i nocami siedziałam przy komputerze, powiększając firmę i własne "boczki"... a potem też "przodki", "tyłki" i w ogóle wszystko co się dało i co się teoretycznie powiększyć nie powinno.  Delikatnie rzecz ujmując, osięgnęłam rozmiary życiowe. Niestety, firma nie rozrastała się wprost proporcjonalnie do mojego ciała.

 czerwiec 2012

 Rok temu przeszłam na pracę domową i - dla odmiany - zaczęłam ciężko pracować nad sobą samą. Najpierw dieta, żeby kolana i kręgosłup odsapnęły. Jesienią- półgodzinne treningi,  zimą - godzinne, wiosną doszłam do 1-1,5 dziennie sześć razy w tygodniu.
Minął rok. Ważę prawie 10kg mniej, odzyskuję mięśnie. Jestem w życiowej formie - trzaskam pompki, znowu mogę się podciągać na drążku, mam siłę i energię, żeby biegać i bawić się z dziećmi.

czerwiec 2013 

Jest fajnie. Jeszcze daleka droga do ideału, ale teraz wiem, że dam radę. I tym optymistycznym stwierdzeniem żegnam się na czas jakiś z Lipskiem i blogiem.

Komentarze

  1. Bring it :)

    Widać już nawet kaloryfer! Bravissima!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty wiesz jak ja podziwiam... :D
    Brawo!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kasiu, nie wiem gdzie Ty tam wypatrzyłaś kaloryfer. ;) Ale pochlebiam sobie, że do najbliższgo sezony grzewczego, sprawię sobie pikny kaloryferek. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiesz gdzie? O tam, tam właśnie! Żeliwny, solidny. Czeka na sezon grzewczy, czeka.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz