Dostałam kilka dni temu taki filmik z pytaniem co o tym myślę.
Co ja na to? Że to pewnie pierwsze dziecko tych Państwa. ;) Patrzę na znajomych i ich dzieci i bez większych wpadek mogę sie domyślić kto ma jedynaka, a kto więcej dzieci. Pierwsze dzieci są zawalane zabawkami edukacyjnymi, wiedzą, umiejętnościami przeróżnymi, kursami, zajęciami.... a kolejne dzieci maja nawet trochę szansy na beztroskie dzieciństwo w rozumieniu poprzedniego wieku i zajęcia w stylu grzebanie patykiem w błotku.
Wczoraj akuracik wyszedł nam niezły przykład: dzieci oglądały film "dinozaury" Disneya. Olcia (2 lata) latała po domu jak opętana rycząc dinozaurzo i zaśmiewając się w głos. Sześć lat temu dwuletni Antoś przy tym samym filmie siedział poważnie i kolejno nazywał din ozaury: diplodok, triceratops, itd. Pewnie najzdrowsza byłaby wersja gdzieś po środku...
Nie macie podobnych obserwacji?
Co ciekawsze - i przy pierwszym dziecku i przy drugim systematycznie odzywały/ją mi się wyrzuty sumienia, że robię za mało, nierówno dzielę czas, powinnam bardziej "pracować" z latoroślą i w ogóle - że mam zaniedbane dziecko, bo zamiast pracowicie dobierać z Olcią odpowiedni klocek do odpowiedniej dziurki w sorterze, ja radośnie piszę bloga, czytam książki i popijam kawkę... Ot, odwieczna rozterka matki...
Uprzejmie donoszę, że zdaję sobie sprawę z potężnego uogólnienia, które tu stosuję. Służy ono jedynie uwidoczeniu tego, jak poglądy wychowawcze zmieniają się z wiekiem... rodzica oraz dziecka.
Co ja na to? Że to pewnie pierwsze dziecko tych Państwa. ;) Patrzę na znajomych i ich dzieci i bez większych wpadek mogę sie domyślić kto ma jedynaka, a kto więcej dzieci. Pierwsze dzieci są zawalane zabawkami edukacyjnymi, wiedzą, umiejętnościami przeróżnymi, kursami, zajęciami.... a kolejne dzieci maja nawet trochę szansy na beztroskie dzieciństwo w rozumieniu poprzedniego wieku i zajęcia w stylu grzebanie patykiem w błotku.
Wczoraj akuracik wyszedł nam niezły przykład: dzieci oglądały film "dinozaury" Disneya. Olcia (2 lata) latała po domu jak opętana rycząc dinozaurzo i zaśmiewając się w głos. Sześć lat temu dwuletni Antoś przy tym samym filmie siedział poważnie i kolejno nazywał din ozaury: diplodok, triceratops, itd. Pewnie najzdrowsza byłaby wersja gdzieś po środku...
Nie macie podobnych obserwacji?
Co ciekawsze - i przy pierwszym dziecku i przy drugim systematycznie odzywały/ją mi się wyrzuty sumienia, że robię za mało, nierówno dzielę czas, powinnam bardziej "pracować" z latoroślą i w ogóle - że mam zaniedbane dziecko, bo zamiast pracowicie dobierać z Olcią odpowiedni klocek do odpowiedniej dziurki w sorterze, ja radośnie piszę bloga, czytam książki i popijam kawkę... Ot, odwieczna rozterka matki...
Uprzejmie donoszę, że zdaję sobie sprawę z potężnego uogólnienia, które tu stosuję. Służy ono jedynie uwidoczeniu tego, jak poglądy wychowawcze zmieniają się z wiekiem... rodzica oraz dziecka.
a pokazalby cwaniak-smyk gdzie na brodnie/targowku spotykalo sie towarzystwo jak jechalo na lazienkowska na meczyk? :)
OdpowiedzUsuńnależy spytać cwaniaka-smyka
OdpowiedzUsuńNie chyba nie ma tak u nas, może dlatego, że mała różnica wieku. W jednym pierwszy był szybszy w innym drugi. U nas wiele nauczył się drugi od pierwszego! To co pierwszy w szkole mozolnie musiał się uczyć, drugi już umiał kiedy szedł do szkoły bo słyszał jak brat się uczył i w głowie zostało. Zagmatwałam:)
OdpowiedzUsuńTak czy inaczej najlepiej wypośrodkować, na grzebanie w błotku też musi bīć czas! Jak nie teraz to kiedy???