eleganckie ciasteczko wg Olki; etap następny polegał na wpakowaniu całości pod kran i starannym umyciu całości
MaTolek natomiast po raz pierwszy musiał sprostać pogodzeniu dwóch żywiołów w jednej kuchni.
W którymś momencie sama się z siebie zaczęłam śmiać - miałam PLAN na te wypieki i zupełnie nie przewidziałam, że 7,5latek i dwulatka mogą pracować w innym tempie i z inną energią.
Tam, gdzie Antoś wykrawał idealne ciasteczka i cmokał nad wyborem każdej foremki, tam Olcia ryła paluszkami po rozwałkowanym cieście i wyjadała kolorowe ozdóbki.
Dodatkowo MaTolek błysnął inteligencją ponadprzeciętną i nie załapał w sklepie, że zamiast kolorowych pisaków do zdobienia zakupione zostały barwniki. W ten sposób dwie krople tego uroczego specyfiku kompletnie zmieniły konsystencję lukru, który roniąc granatowe (i bardzo trwałe) łzy barwnika ponuro rozlał się na blacie (a jakże - drewnianym, źle zaimpregnowanym).
Było... wesoło. I pracowicie, jak zdrapywałam z terakoty starannie wdeptane posypki i ozdobne kuleczki, szlifowałam barwnik w blatu, wydłubywałam resztki ciasta z miejsc, w których teoretycznie w ogóle nie miały sie prawa znaleźć, jednocześnie broniąc kolanem dostępu do gorącego piekarnika, udem do gorącej blachy, a ręką powstrzymując pracowite rączki przed pakowaniem sobie upiornie gorących ciasteczek do dziecięcych otworów gebowych.
Suma sumarum - ciasteczka powstały. Nieco krzywe, nieco nadpalone, nieco ponadgryzane, z magicznie znikającymi ozdóbkami za każdym razem, kiedy MaTolek odwrócił sie tyłem choćby na mgnienie oka.
Okazuje się, że niezależnie od tego czy kuchnia znajduje się w Espoo, Warszawie czy Lipsku, wpuszczenie do niej dzieci, posypanie mąki, wręczenie wałków i foremek i "zaprawienie" całości posypkami, kończy się zawsze takim samym hardcorem świątecznym i jednakowym obżarstwem.
Grunt to dobra zabawa!!!
OdpowiedzUsuńDziś to się śmieję, ale wczoraj zgrzytałam zębami, że nie jest idealnie, równiutko, czyściutko i pięknie. ;)
OdpowiedzUsuńha ha ha skąd ja to znam... najpierw daję dla frajdy, potem mnie krew zalewa, na koniec nerwy puszczają, a potem sama stukam się w czoło... i rok w rok to samo ;) widać, że była super zabawa, a Olka jest już wielka kobita!
OdpowiedzUsuń