pierwsza wizyta w aptece


Dzieciaki postanowiły szybko i solidnie przetestować niemiecką służbę zdrowia. Najpierw próbowały "zwykłych" katarków czy kaszelków, potem poszło "z grubej rury" w postaci plastiku w oku, aż po pełen komplet w postaci zapaleń krtani, gardeł, spojówek, alergii i innych pomniejszych.
I mimo ogromnych zapasów leków, które MaTolek przytargał z Polski, nadszedł czas, kiedy było trzeba sie udać potulnie z receptą do apteki.
Padło na krem na zmiany alergiczne dla Olki. Uprzejma pani aptekarka zapakowała mi krem, "nabiła na kasę" 8,55E, następnie do torebeczki dorzuciła kupon rabatowy, świecznik z ozdóbką świąteczną, a na końcu jeszcze upchnęła elegancki kalendarz ścienny ze zdjęciami Lipska.
Wyciągnęłam 10E i wyraźnie obie zgłupiałyśmy. Pani - bo nie pasował jej mój banknot, a ja - bo pani zgłupiała i nie miałam pojęcia co jej się w mojej gotówce nie podoba. W końcu łamaną angielszczyzną wyjaśniła mi, że to recepta (lek) dla dziecka. Tyle, to sama wiedziałam - przecież szłam prosto od pediatry! I im bardziej ja płaciłam, tym bardziej pani się wzbraniała.
O co chodziło? Otóż okazało się w końcu, że jak lek jest  dla dziecka, to jest w całości refundowany. Jeszcze nie wiem z iloma lekami tak jest i czy są jakieś ograniczenia kwotowe, ale już mi sie to podoba. Jako mama dwójki dzieci alergicznych i astmatycznych całkiem pokaźne sumki przeznaczam stale na leki. Byłoby miło, jakby mogło się to zmienić.
A tym razem było jeszcze milej, bo - łasa na wszelkie oznaki Świąt - wróciłam do domu ze świecznikiem mikołajkowym (bo rzecz się miała 6 grudnia) i kalendarzem, który dla nas jest podwójnie cenny, bo teraz wiemy co warto w Lipsku zobaczyć.
Okazuje się, że nawet wizyta w aptece może być przyjemnością.

Komentarze

  1. Jeszcze nigdy nie zaplacilam tu za recepte dla mojego dziecka. :) Ale na pewno sa leki, ktorych lekarz Ci nie przepisze, tylko sama bedziesz chciala je kupic... Jakies witaminki czy wspomagacze. To trzeba samemu zaplacic.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz