o kamienicach Schleussig, cz. 1.


Schleussig to część Lipska, którą wybraliśmy trochę przez przypadek. Dokładniej - wybrała za nas szkoła Tolka. Okazuje się, że to dzielnica specyficzna i ciężko pisać o całym Lipsku na podstawie tejże właśnie. Tuż obok mamy np. tereny postprzemysłowe i wyglądają tak, że po ciemku obawiałabym się tam sama wejść - rozwalające się hangary, budynki bez okien, zawalające się kondygnacje i dużo krzaków z przemykającymi szczurami. Jak lepiej poznam miasto i będę wiedziała gdzie i kiedy można bezpiecznie iść, to zapuszczę się i tam, bo wygląda niesamowicie. Na razie zwiedzam ulicę po ulicy zataczając coraz większe kółka wokół szkoły i obecnego mieszkania.
Więc - dziś o dzielnicy Schleussig, bez uogólniania, że takie jest całe miasto.
Z panującej atmosfery Schleussig przypomina mi trochę Saską Kępę 10-15 lat temu (z zaznaczeniem, że Lipsk jest dużo mniejszym miastem niż Warszawa). Zamieszkana jest przez mieszankę inteligencji i artystów, z domieszką rodzin międzynarodowych, które skupia tutajsza szkoła. Rozwiany włos, bose stopy i tatuaże są na porządku dziennym (tatuaże to w ogóle osobny temat, który poruszę dopiero wiosną, jak lipszczanie znowu odsłonią trochę kończyn i kadłubków). Jako tło - zabudowa, która wygląda jak warszawskie Krakowskie Przedmieście i dużo kanałów i parków.
Jak byliśmy teraz w Polsce, tłumaczyłam wielu osobom z czym wiąże się mieszkanie w dzielnicy starych kamienic. Dziś o pozytywach, tj. o wrażeniach estetycznych. Bez zbędnych komentarzy...

zdobienia kamienic:








zdobienia okien:








ozdobne wejścia:








A wszystko razem tworzy takie ulice:




Tak. Lipsk jest mały, po Warszawie - nawet momentami ciasny, po opłotkach Warszawy - głośny stukotem bruków, mentalnie jakieś 10-15 lat opóźniony.
Schleussig jest też klimatyczne i spokojniejsze. I tym mnie ujęło...

... a następnym razem napiszę czym mnie drażni. ;) 

Komentarze

Prześlij komentarz