oko za oko czyli z niemiecką służbą zdrowia spotkanie drugie

Tolek jak choruje, to na całego. Nie patyczkuje się chłopak. W czasie ostatniej wizyty w Polsce zaserwował: ostre zapalenie krtani i migdałów, zapalenie gardła oraz ostre, obustronne zapalenie uszu. Katarek czy kaszelek to "każdy głupi" potrafi zaserwować.

Minął miesiąc od powrotu do Lipska, więc Tolek postanowił przetestować niemiecką służbę zdrowia i mamusię przy okazji. Otóż w piątek odebrałam Go ze szkoły w takim stanie:


Nie, Tolek nie dostał w twarz. Oko bolało i puchło "od środka". Oczywiście, Tolek nie wadzi nikomu, w szkole więc schował siniaka za okularami i tak dzielnie przetrwał cały dzień z daleka omijając pielęgniarkę. A jak Go odebrałam, to wszystkie zwykłe placówki medyczne właśnie zamknięto na weekend. I tak zostaliśmy: bez samochodu, bez TaTolka, który służbowo bawił akurat w Wa-wie, bez pomysłu dokąd pojechać, za to z Olką, która głośno domagała się powrotu do domu. MaTolka użyła całej swojej (nie)wiedzy do leczenia oka domowymi sposobami, a TaTolek bladym świtem ruszył z Wa-wy, żeby jak najszybciej być z nami. Do rana sytuacja nieco się uspokoiła. Opuchlizna zeszła, zasinienie także. Leciały trochę łzy i zez był nieco większy niż normalnie. Nic poza tym. Uznaliśmy, że nie ma co jechać do szpitala i tak - w błogiej nieświadomości i przekonaniu, że jest coraz lepiej - dotrwaliśmy do poniedziałku wieczorem, kiedy do Tolek zaczął skarżyć się na cieknące łzy i światłowstręt. W nocy nie spał. Snuł się po domu i twierdził, że "czuje się nieswojo", ale nie umiał tego nazwać. Miał coraz bardziej podgrążone oczy.
W związku z powyższym we wtorek jednak ruszyliśmy do okulisty.

Tu nastąpiło spotkanie numer dwa z niemiecką służbą zdrowia. I, mimo ogromnej obawy MaTolka, było super. Panie mówiły nieco po angielsku. Zdjęcie z piątku spowodowało, że uznały Tolka za przypadek nagły. Okazuje się, że tu są zapisy na zwykłe badania - i wtedy czas oczekiwania wynosi około 6 miesięcy. Ale oza tym są "godziny przypadków nagłych" - półtorej godziny dziennie codziennie lekarze czekają na tych, którym coś się stało.


Okulista zbadał oko i obrzucił MaTolka wielce mówiącym spojrzeniem za to czterodniowe leczenie domowe. Otóż Tolek chodził przez ten czas z kawałkiem platiku wbitym w oko. Plastik solidnie się już zatopił, uszkodzona rogówka zaczęła to coś obrastać. To "coś: było przezroczyste, a więc niewidoczne, za to świetnie rozszczepiało światło. To dlatego Tolkowi przeszkadzał nadmiar słońca i podobno niewiele przez kilka dni widział chorym okiem.
Zapuszczono krople znieczulające, unieruchomiono Tolka, okulista przystąpił do Niego z metalowymi szczypcami (TaTolkowi i MaTolkowi nieco ugięły się w tym momencie nogi z wrażenia). Tolek dzielnie ani drgnął, ciało obce zostało usunięte.
Ostatni tydzień był podsumowaniem pierwszego semestru i Tolek codziennie miał naprawdę trudne testy z matematyki. Nie bardzo wiemy jak zdołał zrobić cokolwiek średnio widząc, z bolącym okiem...
Po tej "przygodnie" została uszkodzona rogówka, która ma się zagoić w ciągu tygodnia, antybiotyk oraz gigantyczny kac moralny MaTolka, że nie zadziałała bardziej zdecydowanie w piątek.
Plus sytuacji to odczarowanie niemieckiej służby zdrowia. Jak już trafi się na gabinet, gdzie znają angielski, jest miło (okulista tylko zwrokiem pokazał co myśli o MaTolku za domowe leczenie), kulturalnie (lekarz wychodzi do każdego pacjenta z gabinetu przywitać się, nie pomija przy tym dzieci, na koniec żegna uściskiem dłoni), fachowo (wyposażenie gabinetu powodowało, że nawet zdrowe oko bielało), szybko (wizyta kontrolna za tydzień) i tanio (tj. w ramach zwykłego ubezpieczenia zdrowotnego).  Mam nadzieję, że tak już zostanie.

Komentarze

  1. tolek dopiero dzisiaj rano pojal co tak naprawde mu robiono. dotad myslal ze ten plastik mial gdzies w okolicach spojowek i dopiero jak uslyszal, ze mial wyciagany plasticzek ze zrenicy to zrobil wielke galy i karpika

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz