plasterek na serce

Nieco ponad dziesięć lat temu mój ukochany Dziadek postanowił położyć pod choinką prezenty dla każdego członka rodziny. Zapakował pakunki w eleganckie torebeczki, starannie opisał co dla kogo. Ponieważ było nas dużo, to i paczuszek zrobiło się zatrzęsienie.
To była jedna z najweselszych Wigilii. Po tylu latach nie pamiętam kto co dokładnie dostał, ale zawartość paczek wyglądała tak:
paczka nr 1.: odświeżacz do wc w spraju i ace (wybielacz nad wybielacze)
paczka nr 2.: kostki do wc i pasta do zębów
paczka nr 3.: cif (mleczko) i zapach do wc w żelu
paczka nr 4.: pasta do zębów i odświeżacz do wc
paczka nr 5.: pasta do zębów i cif
paczka nr 6. trafiła do rąk mojego Taty i tę zawartość pamiętam: pianka do golenia (Tata całe życie nosił brodę) oraz lekko tylko używany płyn do chłodnic (za to w 5; kanistrze).
Paczek było więcej i poza tą jedną dla Taty, zawartość niewiele się różniła (ale nie było dwóch identycznych!).
Przyzwyczajeni do ekstrawagancji Dziadka zaśmiewaliśmy się do łez, niewyraźną minę miała tylko przez chwilę ówczesna dziewczyna mojego Brata, która rozpakowała paczkę jako pierwsza.


Lubię dostawać prezenty i uwielbiam je dawać. Zwłaszcza, jak widzę, że są trafione i sprawiły radość. Ale, moim zdaniem, prezent potrafi też sprawić solidną przykrość. Wymyśliłam sobie dziś taki podział:
1. mam-to-z głowy - zdarza się okazja, kiedy trzeba kogoś obdarować. Pomysłu brak, chęci też, ale nie kupić nie wypada. Pierwszy lepszy sklep, cokolwiek, kupić-wręczyć-zapomnieć, bez żadnego zaangażowania emocjonalnego. I to jest właśnie ta kategoria, która potrafi sprawić przykrość. Czasem lepiej nic nie dostać, niż dostać jakiś "puchar przechodni" (kiedyś ktoś powiedział mi, że takie nietrafione prezenty oddaje dalej. Nie mógł zrozumieć, że przecież kolejna osoba też może się tak poczuć).
2. coś chcę podarować, ale nie mam pomysłu - mam kogoś znajomego, nie za bliskiego, ale nie obcego; chciałabym coś wręczyć, ale za mało o nim/niej wiem, żeby wiedzieć co będzie "trafione". Strzelam... i często pudłuję.
3. bardzo-mi-się-to-podoba - mam bliską osobę; z uporem maniaka od lat obdarowujemy się wzajemnie tym, co podoba się każdej z nas. Ból w tym, że bardzo się różnimy: słuchamy innej muzyki, czytamy inne książki, podobają nam się inne zwory i kolory; chęci mnóstwo, starań też, radość jest (przynajmniej moja :) ), ale zawsze po czasie stukam się w głowę  powtarzam sobie "następnym razem po prostu zapytam, żeby przyjemność obdarowanej była większa". I zawsze potem zapominam.
4. myślałam/łem o tobie - to mój ukochany "gatunek" prezentu. Taki, kiedy chodzę, dumam, przypominam sobie co ktoś mówił, co lubi robić, czym się interesuje; a kiedy coś dostaję - to wiem, że ten ktoś mnie słucha i myśli o mnie (albo przynajmniej myślał o mnie w trakcie zakupów ;) ). To może być ukochany kwiat, wymarzony lakier do paznokci, używana książka "z przeszłości". To prezenty-plasterki na serce.

W ten weekend mieliśmy gości. W sumie w naszym mieszkaniu był: TaTolek, trzy kobiety i sześcioro dzieci. Pogoda dopisała - na te dwa dni wróciło prawdziwe lato. Dzieciaki szalały, mamy rozmawiały (dopóki miały siłę), a TaTolek schronił się do swojej jaskini i głównie pozostawał w ukryciu. Wczoraj w połowie dnia nasi Goście odjechali, a w domu zrobiło się nagle bardzo cicho i bardzo pusto. Lala zasiadła na nocniku i co parę minut mówiła "nie ma cioci! gdzie cioci? wróci?", Tolek cierpiał w milczeniu, co jakiś czas ukradkiem wycierając łezkę, a MaTolek poddała się swojej nerwicy natręctw i zaczęła maniakalnie sprzątać. Nie dlatego, że było brudno, tylko dlatego, że tak radzę sobie ze smutkami.

Dziś TaTolek poszedł do pracy, Tolek do szkoły i jest jeszcze bardziej pusto i szaro. Tym bardziej, że piękna pogoda odjechała z naszymi gośćmi i jest mokro i paskudnie. Na osłodę został mi plasterek na serce. Taki prawdziwy, najprawdziwszy:




Komentarze

Prześlij komentarz